Menu Zamknij

Jak ja nie lubię tych wszystkich zdjęć małych dzieci na fejsie… O pułapce „baby spammingu”.

W tym artykule zdjęć nie będzie. Nawet stockowych. A czemu – wywnioskujecie podczas czytania artykułu…

Fejsbukowe mamy

Każdy z nas ma jakąś koleżankę (albo kilka), na której zdjęciu profilowym zamiast jej twarzy widnieje pucołowaty berbeć, a całą ścianę zasypują zdjęcia jej pociechy – w kąpieli, jedzącej kaszkę, podczas spacerku, jedną, drugą, dziesiątą ciocią, z pieskiem, kotkiem… Dziecko z reguły ciągle uśmiechnięte, czasem z głupkowatą miną, która rozczula rodzinę.

Wiele osób nie lubi takich „facebookowych mamusiek”. Osoby, których posty nie odstawały od przeciętnego użytkownika, nagle zmieniają się w szaleńczo postujące i zapatrzone w swoje dzieci mamy, które najwyraźniej uważają, że ich dziecko, nawet poślinione lub z jedzeniem na brodzie, jest najsłodsze na świecie.

Zdjęcia dzieci nie są złe

I teraz może Was to zaskoczy, ale ja się zgadzam. Ich dzieci są cudowne i najsłodsze na świecie! 🙂 Uwielbiam dzieci i chętnie oglądam fotografie z ich udziałem. Jestem też dumna z koleżanek, które wychowują już swoje maluchy. Ale miejsce niektórych zdjęć niestety nie jest na Facebooku. Według mnie, powinny być raczej w albumie rodzinnym.

Ale dlaczego – skoro mama chce się pochwalić rodzinie i znajomym? Skoro jej życie od czasu narodzin dziecka jest przepełnione uczuciami do niego i chwilami z nim spędzanymi? Nieżyczliwi mogą się gonić, odsubskrybować, mogą nawet sobie hejtować, lajki sypią się i tak. Od pierwszego opublikowanego USG aż po zdjęcia kilkulatków bawiących się w piaskownicy czy na plaży.

Gdy te bobaski założą swoje Facebooki…

Oczywiście, wszystko się zgadza, ale dziwi mnie, jak niewielu ludzi myśli o sytuacji już za kilka lat, gdy dzieci pójdą do szkoły i będą chciały założyć swoje profile na Facebooku. Zdjęcia pokolenia Y (czyli obecnych dwudziestoparolatków, wśród których są młodzi rodzice) leżą bezpiecznie w domach rodzinnych, a i tak czasem wychodzą na światło dzienne w nieodpowiednich momentach. Zdarza się, że jakaś mama chce pokazać dziewczynie swojego syna, jakim był słodkim bobaskiem… A on nie zawsze jest zachwycony takim pomysłem. Czasem okazuje się, że rodzice pstryknęli ci kiedyś fotkę genitaliami na wierzchu, które naruszają nie tylko granice dobrego smaku, ale i wzbudzają wątpliwości w kwestii moralnej. Ups… Ale mimo błędów rodziców – wszystkie mniej lub bardziej odpowiednie zdjęcia leżą bezpiecznie w albumie, na półce.

A gdzie są zdjęcia dzieci młodych rodziców? Na Facebooku. USG, zdjęcia ze szpitala, pierwsze kąpiele w wanience. Oczywiście, znajomi i rodzina chcą to zobaczyć. Rodzice się cieszą, bo na świecie pojawiło się ICH WYJĄTKOWE DZIECKO. I mają do tego prawo. Ale dziecku będzie najzwyczajniej przykro, kiedy ich szkolni znajomi trafią na prywatne fotografie. Często młode mamy nie dbają nawet o ustawienia prywatności i udostępniają zdjęcia nie tylko znajomym, ale i publicznie – KAŻDY na świecie może zobaczyć ich prywatne rodzinne zdjęcia. Ich skarb. Ich małą kruszynkę, którą chyba jednak przede wszystkim chcieliby chronić. I zastanówmy się teraz, czy warto za cenę komfortu psychicznego swojego dziecka łechtać swoje ego komplementami znajomych.

Bierzmy przykład z gwiazd

Przyjrzyjmy się zachowaniu celebrytów czy rodzin królewskich. Większość z nich stara się trzymać swoje pociechy poza światłem fleszy, żeby miały spokojne i szczęśliwe dzieciństwo, bez paparazzich i kompromitujących komentarzy do zdjęć. Tymczasem zwykli ludzie, mający po 200-1000 znajomych robią ze swoich dzieci (bez szczególnego powodu) małe gwiazdy internetu i wrzucają czasem po kilka fotografii dziennie.

Apel z przyszłości

Droga Mamo XXI wieku, wyobraź sobie teraz, że Twoja dziesięcioletnia córeczka zakłada Facebooka*, dodaje Cię do znajomych i zaczyna przeglądać zdjęcia. Po kilkunastu minutach przychodzi do Ciebie ze smutną miną i pyta:
– Mamo, dlaczego tutaj jest tyle moich zdjęć? Czy wszyscy je widzieli?
Po czym dziecko żąda zdenerwowane:
– MASZ TO WSZYSTKO SKASOWAĆ! NIENAWIDZĘ CIĘ! PIOTREK WIDZIAŁ MOJE ZDJĘCIA W SAMEJ PIELUSZCE, UDOSTĘPNIŁ JE U SIEBIE NA ŚCIANIE I NA DODATEK WYDRUKOWAŁ JE I TERAZ CAŁA KLASA SIĘ ZE MNIE ŚMIEJE…

I zaczyna płakać.

Jak będziesz się wtedy czuła? Zdenerwujesz się na dziecko? Będziesz winić siebie? Zastanów się!

*Facebook jest dozwolony od lat 13, ale dziesięciolatki często już mają własne profile.

Baby spam a PR dziecka w przyszłości

Pomyśl teraz, zanim będzie za późno i zostaniesz „matką, która robi dziecku siarę”. W większej i mniejszej skali. W najlepszym wypadku usuniesz zdjęcia na czas i kopie zostaną tylko gdzieś w odmętach serwerów Facebooka. W najgorszym wypadku – uda ci się zrobić wyjątkowo przypałowe zdjęcia, które zostaną zreblogowane na kwejk.pl, wiocha.pl czy na demotywatorach. A Twoje dziecko, które może zostanie politykiem, dziennikarzem lub nauczycielem będzie miało trudne początki jako osoba publiczna. Bo będzie musiało odbudować swój PR, konsekwentnie niszczony przez mamę przez kilka pierwszych lat życia. Oczywiście to jeden z czarniejszych scenariuszy.

Nie sądzę jednak, żeby którekolwiek dziecko w wieku szkolnym było zachwycone, że jego mama udostępnia setki zdjęć, począwszy od narodzin, lub nawet zdjęcia prenatalne, czyli USG. Dzieci, które idą do szkoły czują się i chcą być postrzegane jako duże! Prawie dorosłe. Szybko zaczynają twierdzić, że nie oglądają już bajek. Nie życzą sobie być kojarzone z tym słodkim maluchem, niekiedy złoszczą się na samo wspomnienie czegoś takiego przez rodziców.

Więc jakie zdjęcia wstawiać?

Czy to oznacza, że nie warto wstawiać żadnych zdjęć z dziećmi? Nie, ale trzeba znać umiar. Wstawienie kilka razy w roku zdjęć ze świąt, wakacji, rodzinnego spotkania czy sesji fotograficznej na pewno jest w granicach normalności. Uważam też, że sesje zdjęciowe podczas ciąży są jak najbardziej w porządku (ale bez zaglądania do środka brzucha, USG niech leżą w teczkach). Bądź co bądź, raczej wszystkie dzieci szybciej niż my znajdą się w internecie – robi się zdjęcia promocyjne podczas eventów, festiwali, w szkołach, przedszkolach… I wstawia się na strony internetowe w ramach promocji. Oczywiście rodzic zawsze ma prawo nie wyrazić zgody lub poprosić o usunięcie zdjęcia swojego dziecka.
Za wyjątek od reguły uważam też osoby, które wykonują artystyczne zdjęcia swoich dzieci, z niesamowitym kunsztem i zaangażowaniem. Osoby, które zarabiają na życie m.in. prowadząc blogi i strony o tematyce dziecięcej (podróżowanie z dziećmi, dom przyjazny dla dziecka, kreatywne zabawy dla dzieci). Zrozumiałe jest też udzielanie się w social mediach matek, które urodziły np. pięcioraczki. Nie mając dość pieniędzy na utrzymanie dużej rodziny, starają się zainteresować sobą sponsorów, gazety, telewizje.
Przemyśl dobrze jakie zdjęcia z udziałem malucha wstawiasz na Facebooka. Jeśli naprawdę kochasz swoje dziecko – dbaj o jego dobre imię, od pierwszych jego dni.