Menu Zamknij

Dlaczego mój startup nie wypalił? Szukam odpowiedzi z „Własną firmą dla Pań”

No więc myślisz sobie, że rzucisz pracę (żeby było bardziej malowniczo, w korporacji, o tak, w korpo!)

No więc wizualizujesz to sobie, że rzucasz pracę w korpo, czujesz to całą sobą, zamiast wygodnego krzesła pod dupskiem czujesz na swoich czterech literach chłód skały na najwyższej górze, jaką znalazłaś w okolicy, o tak, strefa komfortu została opuszczona.

Wizualizujesz sobie te wszystkie piękne rzeczy, które chcesz osiągnąć, oddychasz nimi już teraz, tak, masz w rękach kierownicę od BMW, Ferrari albo innego Opla (sprzedam opla), czujesz zapach skóry, którą oprawiona jest kierownica, powiew wiatru we włosach, no bo pewnie masz kabrioleta.

I nagle zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę jesteś idiotką, bo siedzisz bez planu na bruku, pogrążona w swoich marzeniach i nadal jesteś w pieprzonej strefie komfortu, tylko już nie na miękkim fotelu, na którym można przynajmniej się kręcić, tylko na cholernie statycznym, beznadziejnym chodniku. Albo na równie słabym (nie oszukujmy się, obrotowe krzesła są najlepsze) krześle we własnej kuchni.

Teraz (skoro sobie tak radośnie wizualizujemy, pobawmy się w to dalej) cofnij się w czasie, tak, poczuj że cofasz się w czasie, ale wyobraź sobie, że w twoje ręce wpada jednak jakiś solidny poradnik o tym, jak warto postępować krok po kroku, żeby założyć własny biznes. Załóżmy, że miałaś w sobie trochę więcej rozumu i postanowiłaś się przygotować. Gratuluję! Możesz dalej snuć swoje marzenia (zapisywać afirmacje, tworzyć mapy marzeń i wizualizacje), ale formalności się same nie załatwią. Anioł biznesu nie sfrunie do ciebie, jeśli nie poszukasz do niego drogi. Nawet jeśli będziesz się modlić, tańczyć na deszczu i wyprawiać dowolne rytuały.

No bo, laska, jak chcesz mieć firmę, to oprócz motywacji i marzeń, potrzeba konkretnego planu działania i wiedzy o tym, jak sformalizować swoją działalność. Na wstępie radzę odpuścić sobie gadanie z ludźmi, którzy jęczą, że się nie uda nie podając konkretnych powodów.

Jest mnóstwo sposobów, żeby biznes zacząć, rozwinąć i w razie potrzeby zakończyć bezpiecznie, a nawet nie ponosząc strat. I właśnie dlatego warto przeczytać „Własną firmę dla Pań” – żeby wiedzieć. Ja nie wiedziałam i nauczyłam się mnóstwo na swoich błędach. Ok – kolejny biznes prawdopodobnie wypali, ale mogłam nie testować tego wszystkiego kosztem swojego poczucia bezpieczeństwa i nadwyrężania portfela. Wyszłam na zero, po 5 miesiącach (niektórzy mówią – i tak dobrze, ale ja mam wyższe aspiracje – ewidentnie mi nie szło i cud, że w ogóle coś zarabiałam)… Nie licząc tego, że musiałam jeść i gdzieś mieszkać, bo jeśli weźmiemy to pod uwagę, to w sumie skończyłam działalność na minusie.

Poszukajmy teraz wspólnie tego, co mogłam zrobić lepiej, krok po kroku! Ja napiszę swoje spostrzeżenia, a Ty możesz się przyłączyć do rozważań w komentarzu.

Pójdziemy rytmem książki „Własna firma dla Pań”, która dzieli się na 6 działów (i 18 podrozdziałów).

1. Od czego zacząć budowanie własnej firmy

KOMENTARZ W tym dziale nie tylko o pomyśle na firmę, modelach biznesowych, ale też o pomyśle… na siebie. O określaniu swoich mocnych i słabych stron i o tym, jak napisać biznesplan. Część zdecydowanie ciekawa i warta uwagi.

Z ŻYCIA STARTUPU Zaczęłam jako wystraszone dziewczę, mówiące przy każdej możliwej okazji „e, no, rzuciłam pracę, mam taką jakby firmę… ale w AIP, to nie jest taka prawdziwa”. I niestety nie działało na mnie „uwierz, uwierz, uwierz w siebie” powtarzane jak mantra, bo czułam, że jestem psychicznie, finansowo i merytorycznie nieprzygotowana. Nie bądź jak ja. Zapewnij sobie background. Ja założyłam sobie startup EpikKids, tak bez biznesplanu i trochę yolo, miał się zajmować animacjami dla dzieci, a koniec końców uczyłam kilkulatki francuskiego. #ojtamojtam Zamknęłam działalność nieco sfrustrowana, w momencie kiedy zaczęło się do mnie zgładzać dużo osób i miałam szansę na rozwój biznesu. Dlaczego? Wszyscy mieszkali z dala od centrum miasta, ja nie miałam samochodu i dojazd do klientów pożerał mnóstwo czasu. No i 90% zgłoszeń dotyczyło lekcji języka, a ja, choć wymiatam z angielskiego i francuskiego w mowie i w piśmie i potrafię udzielać świetnych korepetycji, mam problem z uczeniem kogoś pod podstaw.

2. Najważniejsi doradcy

KOMENTARZ Księgowa, prawnik, doradca finansowy… a także coach i mentor. Szczegółowy opis zakresu obowiązków i kompetencji tych osób z zastrzeżeniem, że zatrudnienie żadnej z nich nie jest niezbędne, jest jedynie warte przemyślenia. Bardzo podoba mi się takie ujęcie tematu.

Z ŻYCIA STARTUPU Jako że działałam pod skrzydłami Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości, miałam zapewnioną pomoc księgowej i prawników. Była też opcja skorzystania z mentoringu, ale bałam się. Uczestniczyłam jedynie w sesjach coachingowych dla przedsiębiorców, którzy również prowadzili startupy. Jeśli mam być szczera – nie zdecydowałabym się na coaching, gdybym musiała za niego słono zapłacić. Miałam to jednak „w pakiecie”, tak jak wszystkie szkolenia, więc brałam garściami. Na czym polega fenomen coachingu? Sama biję się z myślami nad tym, na ile mogę wszystko zrobić sama, a na ile potrzebuję prowadzenia za rękę, ale jedno jest pewne – w grupie, czy nawet w rozmowie z jedną osobą, myśli biegną zupełnie inaczej – nawet jeśli znało się już wcześniej sposoby wizualizacji celów, postawy planowania, założenia samorozwoju. Pytanie, czy ktoś może sobie to zapewnić za darmo, czy chce/może za to płacić, to kwestia indywidualna. Ja mam w tej kwestii rozdwojenie jaźni, bo jednocześnie szanuję samą ideę coachingu i śmieszną mnie żarty jej dotyczące. Zdecydowanie bardziej przekonuje mnie mentoring i on w połączeniu z coachingiem jest naprawdę bombą pozytywnej energii oraz cennej wiedzy. Przy kolejnym biznesie na pewno skorzystam z pomocy mentora. Księgowa i prawnik będą u mnie na drugim miejscu.

3. Co warto zrobić przed rejestracją firmy

KOMENTARZ Czyli, czy warto wykosztować się na dobre logo i co właściwie należy rozumieć przez wizerunek marki. A oprócz tego – sposoby na uzyskanie dofinansowania, konkretne przykłady, możliwości oraz ograniczenia, wymienione za i przeciw.

Z ŻYCIA STARTUPU Ciekawe, bo ja na przykład strasznie się spięłam nad logo, a okazało sie, że w budowaniu wizerunku firmy więcej zależy np. od sposobu prowadzenia fanpage’a, sposobu mówienia (tak, mówienia) o swoim biznesie, czyli znowuż o własnych przekonaniach z nim związanych. Żeby wzbudzić zaufanie czy zainteresowanie, nie wystarczy kolorowy obrazek. Przekonałam się o tym, że logo nie miało wielkiego znaczenia, bo większość klientów, dla których pracowałam nawet nie widziała mojego logo… Ups!

4. Chwytam byka za rogi, czyli rejestruję własną firmę

KOMENTARZ Tutaj już formalności, formalności i formalności. Nudniejszy rozdział, ale bardzo ważny. Dzięki temu można się pozbyć się obaw i od razu przejść do działania – wiesz, że rejestracja firmy może potrwać jedynie 24 godziny i nic nie kosztuje, jeśli zrobisz to przez internet? Oprócz tego informacje o podatkach – dla mnie osobiście nuda maksymalna, ale jak wiadomo, są dwie rzeczy, których nie unikniemy, czyli śmierć i podatki, więc lepiej czytać. Płakać i czytać, ale czytać. Albo zaparzyć sobie fajną herbatę, przywdziać uśmiech i szybko, acz z uwagą przebrnąć przez ten rozdział, tak by nic nie umknęło.
Z ŻYCIA STARTUPU Świetne jest to, że jeśli wybierasz inkubatrów przedsiębiorczości, to takie rzeczy cię nie interesują. Procedury są inne, prostsze, a sposób płacenia podatków jest narzucony z góry, ponieważ z prawnego punktu widzenia wszystkie firmy w takim inkubatorze to jedna. Strasznie mi w tej książce brakuje wzmianki o inkubatorach – to jest świetna opcja na początek, kiedy chce się przetestować pomysł jak najniższym kosztem. Jest to też świetna opcja w ogóle, ale nie można być w inkubatorze w nieskończoność, bo takie są zasady.

5. Jestem właścicielką firmy – co jeszcze powinnam wiedzieć?

KOMENTARZ Wrzucanie w koszty, zatrudnianie pracowników, leasing, pożyczka, kredyt, BHP i zarządzanie danymi firmy oraz danymi osobowymi – kolejne ważne tematy, ale niestety przyziemne i raczej z tych, z którymi warto się zapoznać, ale bez wypieków na twarzy.

Z ŻYCIA STARTUPU Ha, no, nic z tych rzeczy mnie nie dotycz wzyło. Poza jedną. Bo w tym dziale jest jeszcze mowa o byciu freelancerką. I tutaj zabawna sprawa – miesiąc temu zdarzyło mi się w jeden weekend zarobić 2-3 razy tyle ile zarabiałam normalnie w swoim startupie przez miesiąc. Co za cios. Zostałam zatrudniona jako freelancer – na umowę o dzieło, na jednorazowy wyjazd, gdzie malowałam dzieciom mordki w klimatach Kung Fu Pandy. (Kiedy w tamtym czasie chciałam wyrazić swoją opinię na jakiś temat, albo coś, mój mąż mówił „ja nie jeżdżę z pandami”, co jednoznacznie wskazywało na to, że ja jeżdżę i jestem w związku z tym niepoważna – byliśmy wesołym korowodem 2 samochodów, z których jeden był wyładowany posągami pand i ich przyjaciół, ach, cóż to był za weekend). Po tym doświadczeniu zaczęłam myśleć o wznowieniu swojej działalności i zaznaczeniu, że jestem po prostu freelancerką. Freelancer może mieć działalność, ale ja jej na razie nie założę. Ta świadomość, że pracuję na tyle spoko, że ktoś chce ze mną podpisać umowę o dzieło, dodała mi skrzydeł. Myślałam, że freelancer albo zakłada firmę, albo robi na czarno, bo nie ma jak wystawić faktury. Oczywiście, można dostawać różne oferty, ale nie trzeba wszystkich akceptować.

6. Firma to nie wszystko
KOMENTARZ Kurczę, dziękuję za ten rozdział! Po dwóch ciężkich jak słonie działach dostajemy znowu coś lekkiego – znowu trochę o samorozwoju. A także o zarządzaniu czasem – uwielbiam to zagadnienie od wielu lat (tak bardzo przydawało mi się w szkole!) i dlatego śledzę z wypiekami na twarzy Panią Swojego Czasu. Dzięki temu z pojęciem „matryca Eisenhowera” spotykam się już po raz drugi… A co najzabawniejsze, Ola Budzyńska co prawda nie uważa tego za genialną metodę, ale mimo wszystko chcę ją wypróbować.

Z ŻYCIA STARTUPU Jak wiecie, mój startup poszedł „papa”. Teraz zbieram się po upadku, leczę siniaki i za jakiś czas na pewno wracam do gry. Na pewno przydadzą mi się uwagi na temat organizacji czasu, kiedy ma się na głowie etat i raczkującą firmę. Nazwa ostatniego rozdziału brzmi „Jak nie stracić motywacji i siły do budowania własnej firmy?” i jest poświęcony zagadnieniu work-life balance, czyli równowagi pomiędzy życiem zawodowym i prywatnym. To zdecydowanie do mnie trafia. Wiem, że to może trochę banalne cytować samą siebie, ale tam gdzie na LinkedInie wszyscy chwalą się swoją zaczepistością i skillami, ja mam napisane tak:

„I focus on personal development and balance between private life and career. My major goal is to never stop exploring. Successes come and go – but what we have learned stays with us forever.”

(Skupiam się na rozwoju osobistym i równowadze pomiędzy życiem prywatnym a karierą. Mój główny cel to nigdy nie przestać odkrywać. Sukcesy przychodzą i odchodzą – ale to, czego się nauczyliśmy, zostaje z nami na zawsze.)

Za książkę, będącą inspiracją dla tego wpisu, dziękuję wydawnictwu Lingo.