Menu Zamknij

Kamienie milowe życia – zostaję trenerką Pokemonów i idę na studia

Nie skończyłam studiów i zamiatam podłogi

Tak sobie wczoraj patrzę, że dzisiaj wyniki, kogo przyjmują na studia i dusza moja radowała się niesamowicie. A tak na serio, wiedziałam że się dostanę i będę pierwsza na liście, bardziej się boję, co będzie dalej, no bo niby można IOS, ale jak to w praktyce wyjdzie?

#cojarobięzmoimżyciem
Jednak jeśli chodzi o dobór kierunku, to jest mój najlepszy pomysł ever, nigdy nie byłam tak przekonana, że robię dobrze, za każdym razem to był w pewien sposób przypadek, że lądowałam tu czy tam, albo było to podszyte strachem, że nie dam rady.
Studiowałam trzy kierunki i nie skończyłam żadnego (w sumie spędziłam na 3 uczelniach  i 3 kierunkach nie więcej niż rok łącznie, więc tragedii nie ma, czasu dużo nie zmarnowałam – hej, w ogóle nie uważam, żebym zmarnowała czas, bo jestem jak Edith Piaff, co wkurza wszystkich swoim głosem i niczego nie żałuje), jak wie wielu moich znajomych i rodzina, część się cieszy – bo oni są już dalej, a ta Julia niby taka mądra że aż głupia (hahaha, zapytajmy ją – co studiuje i czy studiuje, będzie tak zabawnie usłyszeć – nic), część się smuci – bo jak ja sobie w życiu poradzę, czy na ulicy nie skończę, czy chodników zamiatać nie będę, czy nie napotkam szklanego sufitu. Zmartwionych odsyłam na mój profil na LinkedIn, gdzie można dobitnie zobaczyć, że robię dziką wręcz karierę i w wieku 23 lat obejmuję stanowisko koordynatora (tłumaczę z korpo na polski, bo to nie tak oczywiste), co nie jest aż takim zamiataniem ulic, może czasem zamiataniem pod dywan, więc może jestem sprzątaczką jednak, ale żadna praca nie hańbi.

Nie pracuję w pracy non stop, bo mogę

No i siedzę dziś w biurze i myślę, mam 15 minut ustawowej przerwy, żeby oderwać wzrok od kompa, zapobiegać cukrzycy i miażdżycy. Można w 15 minut zrobić niesamowicie dużo, na przykład siku. Albo jak się pospieszy, to siku i coś zjeść. A, no i umyć ręce. Jak się jest super efektywnym, można sobie nalać zapas wody, żeby się nie ruszać przez kolejne pół dnia, albo jeszcze nawet herbatę zaparzyć, jeśli się jest szaleńcem. Można z ludźmi pogadać na szybko, taszcząc ze sobą plastikowe pojemniki na żarcie albo te styropianowe z jadłodalni i ponarzekać na siebie nawzajem.
Ale mam jeszcze 5 minut przerwy raz na godzinę, żeby moje oczy były zdrowsze, czyli w sumie jak 8 godzin pracuję, to może mnie nie być przy komputerze 15 minut plus 8 razy 5 minut, co daje 55 minut biegania po biurze, jeżdżenia na krześle, patrzenia przez okno.

*szeptem* Tylko się nie wygadajcie, ale boję się, że stracę pracę

Wyjaśniłam to wszystko po to, żeby nikt nie mógł zwolnić mnie z pracy za granie w gry dla dzieci. Mam przerwę i mogę rozprostować moje kości doświadczone przez czas i ciężką pracę sprzątaczki.
Bo niedawno była moda na gender, ale to mało grywalne było i siało tylko ból tylnej części ciała, a teraz mamy erę Pokemon Go, która daje radość i spełnienie całemu światu, ludzie spadają z mostów, znajdują zwłoki, rzucają pokeballami w Auschwitz, istna radość życia. No i legendy już po ołpen spejsach krążyły, że u nas w firmie można Pokemona dorwać, no i ja dzisiaj sobie pomyślałam, że jeśli do czternastej muszę czekać na wyniki rekrutacji na studia, to do tego czasu zdążę złapać parę pokemonów.
I odpalam grę po raz pierwszy, robię sobie avatara, uroczego chłopczyka (bo dziewczynki jakieś brzydkie), nazywam go Pyszczucha (bo mogę), i łapię Charizarda, czy tam Charmandera, smoka jakiegoś, startera. Potem jakiegoś kraba i ptaki i szczury i mam 6 czy 7 takich zwierzątek przed wyjściem z pracy, niektóre takie same i kolega mówi mi, że są słabę, a ja proszę, żeby moich Pokemonów nie obrażał, bo jestem dumną trenerką.
Dziś o 14 dostaję się na studia, jestem pierwsza na liście, bo 2 lata temu zniszczyłam jedną z matur rozszerzonych i miałam 98%, nikogo to wszystko nie dziwi, mnie też nie, ale nawet radość. Chyba. Dwie godziny później opuszczamy z mężem mury biura, każę mężowi prowadzić, bo mi kolega powiedział, że łapie Pokemony z autobusu, gorsza być nie mogę. Zamiast się martwić, czy da się IOS na studiach zorganizować, zastanawiam się czy złapię jakieś Pokemony w locie, biegu, a w sumie w jeździe. Mąż wyraża ubolewanie, że pewnie zapomnę jak się jeździ, ale teraz muszę trenować Pokemony, więc to nieważne czy będę pamiętać jak się trzyma kierownicę, czy nie.

PokePark, Biznes Park, Kółko Pokemonów

U nas, w bydgoskim Biznes Parku są dwa Pokestopy, i wszyscy już to wiedzą, nawet stażyści z liceum, którzy przyszli do nas na lato, bo nie mają gdzie jechać na wakacje. Nie no, złośliwa jestem, bo im zazdroszczę, wiadomo, ja jak miałam 18 lat to miałam staż u ojca w firmie i nosiłam jakieś drewno i sprzątałam na budowie. A oni mogą sobie przy kompach posiedzieć. Z drewnem nie da się tak długo wytrzymać, jak przy kompie, mnie zawsze drewno męczyło i słyszałam, że nie nadaję się do pracy, że nie potrafię być na czas, ani 8 godzin robić, ale to wszystko plotki, pracuję i daję radę, a mój tata się pomylił co do mnie i teraz jest dumny (poza tym, że ciągle nie umiem w drewno – to chyba jest mu trochę przykro).
U nas w Biznes Parku jest nawet GYM, czyli jakaś stacja, gdzie można bić innych trenerów Pokemonów, ale niestety to od piątego levela, a ja w drodze do domu nabiłam dopiero czwarty, więc z innymi trenerami zmierzę się w piątek albo w poniedziałek.
Ktoś był niesamowicie mądry (a może to był automat – i tak był niesamowicie mądry), że nam tę arenę zbudował, mamy już w firmie chór i klub planszówkowiczów, tylko patrzeć jak się Kółko Łapaczy Pokemonów narodzi, będę tam jedną z pierwszych, szczególnie, jeśli da się na tym zarobić, bo podobno w Hameryce już zarabiają na Pokemonach i muszę przyznać, że to super opcja zarabiać na pasji, a moją pasją stały się Pokemony, od dzisiaj, bo zawsze chciałam oglądać, grać i kolekcjonować Tazo, ale nie mogłam będąc dzieckiem, bo nie, no to teraz będę, bo tak.
Tralalala. Tralalala.

Studiuję, żeby zapomnieć, że gram. Gram, by studiować, że zapomnę.

I dostałam się na studia, i jestem trenerką Pokemonów i sama nie wiem, co jest fajniejsze.
I sama nie wiem, do czego nie powinnam się przyznawać.
Co jest większym obciachem.
Bo co jak tych studiów znów nie skończę? Będę musiała udawać, że mnie śmieszy, że czwartych studiów nie skończyłam, i będę umiała to robić chyba tylko po winie.
Bo co ja zrobię, jak się mama dowie, że trenuję Pokemony, i zabierze mnie od męża i da mi szlaban na komórkę, na męża i na internet i każe zdawać maturę od nowa i odrabiać lekcje?
Będę grać, żeby zapomnieć, że studiuję. Że studiuję, bo się wstydzę. A wstydzę się tego, że gram – czy to w Pokemony, czy to w życie – do żadnej z tych gier nie czytałam intstrukcji, więc nie wiem, jak się gra.
PS. O tym co idę studiować, co to w ogóle jest i dlaczego do cholery taki dziwny niszowy kierunek, skoro mam wystarczająco dobre (przepraszam – NIESAMOWICIE NAPISANE) matury, żeby iść na japonistykę/cokolwiek lingwistycznego na UW, UJ, czy inne zapierające dech w piersiach (no wiecie, duże miasta, zanieczyszczenia… hehehehe…) uczelnie… O tym jeszcze będę pisać.