Nigdy nie interesowały mnie takie tematy. Dinozaury, wulkany, skamieniałości, minerały, muszle, języki obce, astronomia, geografia, podróże – owszem. Ubrania, makijaż, moda – to było coś, co uznałam za domenę dziewczyn, które lubią się pokazać. Często miałam wrażenie, że zainteresowanie modą jest bezwartościowe i jeśli ktoś interesuje się tylko tym, jak dobrze wyglądać, automatycznie zasługuje na brutalne wrzucenie do szufladki „pustak” (najlepiej tak, żeby sie jeszcze solidnie potłukł, lądujac na samym dnie). Cóż. Pustak, nie pustak, ale jednak zazdrościogenny… Bo mojej poetyckiej duszy i zamiłowania do fantastyki nie było wiadać jak na dłoni, więc dziewczyny, które wiedziały, jak wyglądać, odbierały mi pewność siebie, ściągając na siebie wszystkie spojrzenia. Myślałam wtedy, że moda to coś na czym się nie znam, do czego nie mam drygu i czego nigdy się nie nauczę. Że albo będę się ubierać jak dziwadło, albo tak, jak chce mama – bo ona ma świetne wyczucie, ale jednak nasze style nieco się rozmijają, więc rzadko kiedy miałam ochotę oddać swój wizerunek w jej ręce.
Przeszłam więc przez fazę kupowania wszystkiego w ulubionych kolorach, a później przez fazę „TYLKO CZERŃ, bo wszyscy muszą wiedzieć, że słucham metalu i jeżdżę na konwenty”. Moim głównym źródłem nowych ubrań były obwoźne kramy na festiwalach – nosiłam namiętnie fandomowe koszulki i reklamy kolejnych zjadów miłośników fantastyki. To było fajne, ale jednak czułam się mało kobieco. Póki miałam kobiecość w nosie, czułam się doskonale w przebraniu czarnego fantasy nerda. Ale później poczułam się, no właśnie – jak w przebraniu. Odkryłam, że nie mam stylu, a w mojej szafie jest wszystko i zaczęłam sięgać po książki o modzie, najpierw z zażenowaniem, wstydząc się przyznać, że takie coś mnie serio interesuje. Kilka książek i dwa lata później nie mam już z tym problemu.
Hej, to świetna sprawa! Z tymi książkami zrobiłam porządki w głowie, w szafie i na łazienkowej półce. Posortowałam swoją biżuterię i zrozumiałam, dlaczego ubrania dobrej jakości to lepsza inwestycja niż poliestrowe łachy. Rozróżniam materiały! Coś, co było czarną magią, stało się oczywistością, wystarczy, że dotknę tkaniny i rozpoznaję moją ulubioną wiskozę.
Praktyczne wykorzystanie wiedzy o wizerunku to nie pustactwo, lans czy chęć pokazania się.
Moda to również dziedzina nauki i obiekt zainteresowania naukowców!
Makijaż, przy odpowiednim podejściu, to nie szpachlowanie, ale sztuka.
Od kiedy myślę w ten sposób, nie ma we mnie tyle złości i zawiści wobec stylowych dziewczyn.
Bo ja też wiem, jak pięknie wyglądać. 🙂
Oto 4 książki, które polecam, jeśli chcesz zrobić porządek ze swoim wizerunkiem – czyli: makijażem, ubiorem i otoczeniem.
Zacznij się malować tak, jak lubisz
Ogarnij swoją szafę!
Wskocz na kolejny modowy poziom – zainspiruj się
Książka nie tylko świetnie napisana, ale niezwykle estetyczna, z wieloma zdjęciami i szkicami autorki. Powiedziałabym – uczta wizualna. Czyta się niezobowiązująco i leniwie, niczym starannie wydaną gazetę, jednak jeśli miałabym precyzyjnie opisać charakter tej publikacji, przyrównałabym ją raczej do stylowego pamiętnika/autobiografii. Dużym plusem jest to, że autorka „stylem” nazywa nie tylko ubiór, ale i zachowanie oraz mnóstwo innych elementów, które na styl mogą się składać. Nie jest to (na szczęście!) typowy poradnik (choć można wiele zaczerpnąć dla siebie), a narracja w stu procentach osobista, zabawna, niekiedy autoironiczna. Idealna lektura na weekend czy wakacje.
A teraz – porządki!
Teraz czytam kolejną książkę – „Elementarz stylu” Katarzyny Tusk. Jeśli jesteś ciekaw(a), co o niej sądzę, zajrzyj za kilka dni na mój profil na Goodreads lub Lubimyczytac. Zawsze zamieszczam krótkie recenzje na Goodreads, teraz postanowiłam też powrócić na rodzime lubimyczytac. Zaproś mnie do znajomych, jeśli chcesz być na bieżąco i masz ochotę powymieniać się książkowymi rekomendacjami. 🙂