Menu Zamknij

Z mężem w pracy, z mężem w domu, jak to wytrzymuję?

Nie macie dość?

Spędzam z moim mężem prawie 24 godziny, 7 dni w tygodniu. Razem śpimy, jedziemy do pracy, siedzimy obok siebie przy biurkach, wracamy razem. Jeśli robimy coś osobno, to są to czasem zakupy lub spotkania ze znajomymi.

No i spotykamy się z takimi zdziwionymi oczami i otwartymi gębami i jeszcze bardziej otwartymi pytaniami „A wy nie macie siebie dość?”

Nie mamy dość

No właśnie nie. Po pierwsze, jesteśmy małżeństwem od niecałego roku, mieszkamy razem trochę dłużej i pierwsza teza (dobra nawet dla niedowiarków i sceptyków) jest taka, że po prostu się jeszcze sobą nie nacieszyliśmy. Później będzie gorzej, zaczniemy się kłócić, będziemy rzucać talerzami, kotem i co nam jeszcze w ręce… nie, stop. Później prawodpodobnie będziemy spędzać mniej czasu razem, bo możliwe, że zaczniemy pracować kiedyś w różnych miejscach. Albo urodzi nam się dziecko i zostanę na jakiś czas w domu. Albo po prostu będziemy szukać tej przestrzeni dla siebie, żeby czas spędzony razem był wyczekiwany i równie fajny, jak jest teraz.
Po drugie, poznaliśmy się w pracy. I nawet część naszej sesji ślubnej odbyła się w miejscu pracy, ponieważ uwielbiamy razem pracować (nie mylić z: „do granic możliwości uwielbiamy nasz zakład pracy” – a tegoż, nie mylić z: „w ogóle nie lubimy naszej pracy”) i to raczej się nie zmieni. Po prostu lubimy wspierać się nawzajem w codziennych aktywnościach i to właściwie były podwaliny pod nasz związek (to było tak, że on pisał do mnie, że podsyła mi notyfikację, a potem pytał co słychać i jakoś tak do końca zmiany czas upływał już bardzo lekko).
Być może zawsze będziemy takimi papużkami-nierozłączkami, bo wiecie, wybraliśmy siebie nawzajem, tak na serio, na dobre i na złe, i jest nam ze sobą naprawdę wspaniale. Chcemy, żeby tak zostało i robimy wszystko, żeby tak zostało.

W naszym związku stosujemy proste zasady

  • Mówimy, co myślimy, nie owijając w bawełnę.
  • Nie obarczamy siebie nawzajem winą za własne niedociągnięcia.
  • Rozmawiamy. O planach, o problemach, o marzeniach.
  • Mówimy na głos o swoich oczekiwaniach.
  • Przepraszamy i wybaczamy.
  • Konflikty rozwiązujemy od razu. Nie mamy cichych dni.
  • Spędzamy razem czas na różne sposoby. Można powiedzieć, że wciąż mamy randki. Czasem wybieramy się do kawiarni, innym razem na spacer do lasu albo na rowery. Lub zostajemy w domu i oglądamy sobie filmy czy seriale.
  • Dzielimy się obowiązkami domowymi.
To wszystko funkcjonuje, prawie idealnie. No, czasem ktoś nie wywiązuje się z obowiązków domowych. Muszę cię zaskoczyć, ale… tą osobą jestem raczej ja, niż mój mąż. Bo to ja w naszym związku reprezentuję chaos. Zwierzęcą siłę reprezentuje za to kot, który gryzie nas w stopy średnio raz w miesiącu, domagając się jedzenia o nieludzkiej (ale na pewno kociej) porze, np. 4:59 nad ranem.
Wierzę, że w każdym związku istnieją pisane lub niepisane zasady, które trzymają go w ryzach. A jeśli małżonkowie/para nie lubią spędzać wspólnie czasu, to najwidoczeniej coś nie gra i warto pomyśleć, dlaczego. Może właśnie pochylić się nad zasadami?

PS. Inna żona, która nie ma dość – Ewa z bloga Mocem.