Ostatnio zrobiło się głośno o jakiejś strasznej babie, która chciała karmić dziecko w restauracji i nie chciała wyjść do kibla. A fuj. Pozwała restaurację i w dodatku wygrała proces. Przedstawiam moje stanowisko w tej sprawie.
Zdjęcie z Parku Vigelanda w Oslo. Tam to dopiero zacofanie. Gołym babom się pomniki stawia.
Dlaczego cały cyc musi być na wierzchu?
Cyc, zaraz, jaki cyc? Nie znoszę tego słowa. Więc jako dziewczynka i bezdzietna kobieta miałam biust, piersi, cycki, a teraz mam cyce, a może i wymiona, tylko dlatego, że jest na nich kilka rozstępów i leci z nich mleko? Hm… Ale zostawmy nazewnictwo. Czasem ktoś mówi „cyc” i nie ma w tym złośliwości. Innym razem mówi „cyc”, a myśli „krowa”.
W każdym razie, nie wiem, jak tam inne, ja karmię piersią.
Na początku, zanim zaczęłam karmić, myślałam, że wystarczy, jak dziecko złapie sutek. Potem okazało się, że musi z otoczką, inaczej to uszkadza sutek i cholernie boli, nie pozwala również na prawidłowe ssanie, a co za tym idzie, pokarm może nie wypływać lub wypływać go za mało.
Zakrwawione, pogryzione sutki, dwie sączące się rany – rzeczywistość prawie każdej matki karmiącej tuż po porodzie. I lanolina, lanolina, jeszcze więcej lanoliny.
No dobrze, więc wyciągam tylko kawałek – sutek z otoczką i za chwilę znowu wszystko zakryte, bo dziecko ma taki odruch, że stymuluje pierś do wypływu mleka, więc naciska w różnych punktach (wygląda to jak przypadkowe okładanie piersi, albo swojej główki – ups 😉 , trochę miąchanie, trochę bicie). Jeszcze czasem rozewrze piąstkę, chwyta materiał, szarpie, przesuwa. Więc odsłaniam już pół piersi.
Niech sobie te atencyjne madki kupią bluzki do karmienia i karmią dyskretniej.
Bluzki do karmienia są drogie. Naprawdę. Zazwyczaj 50zł w górę, nawet te z H&M, które właśnie mają technologię polegającą na „wywalaniu cyca”. Dyskretne karmienie = zakup ciuchów, które posłużą może kilka miesięcy, może pół, może rok-dwa. Nikt nie chce chodzić w byle jakich szmatach, więc żeby mieć bluzki na każdy dzień trzeba liczyć kilkaset złotych przy praniu raz na tydzień. Oczywiście, można biegać po lumpeksach, ale z małym dzieckiem to na początku meganierealne. Żadna z nas nie wie, ile będzie jej dane karmić. Bo czasem traci się mleko tak ot. Bo ktoś umiera. Bo sytuacja losowa. Bo nie wiadomo dlaczego. I kwestia pieluszki tetrowej jeszcze. Można ją położyć na dekolt, no tak. Ale dziecko może ją ściągnąć. Przymocować ją jakoś? Można próbować. Jedną ręką trzymając dziecko, jeśli wyszło się samej, które jest głodne i złe i może się wić jak węgorz. Przez pierwsze 3 miesiące zawsze zakładałam pieluszkę tetrową pod pierś (a więc i musiałam wyciągnąć jej więcej), bo inaczej mleko zalewało moją bluzkę i ubranko dziecka. Więc musiałabym kłaść pieluszkę pod pierś i na pierś i jeszcze to co chwilę poprawiać.
Jak w ogóle można karmić dziecko przy stole w restauracji?
I tak wtedy nie chodziłam do restauracji. Tylko do lekarza sama albo z małą. Siadałam gdzieś na uboczu i karmiłam, mimo mdlejących, obolałych rąk (mam cieśń nadgarstka, która nasiliła się w ciąży). Nigdy nie przeszkadzały i tym bardziej po tych doświadczeniach, nie będą mi przeszkadzać mi karmiące mamy, to jak karmią, to ich sprawa, to naprawdę nie jest łatwe, to nie jest jak podłączenie węża ogrodowego do kraniku (naiwna, sądziłam, że to takie banalne), pierś jest żywa, dziecko jest żywe, dużo się dzieje, dziecko nie zawsze chwyci od razu, czasem popłakuje w trakcie. Przysięgam, sto razy bardziej wolałabym wychodzić z domu zawsze umalowana, ubrana tak jak chcę, ogarnięta i chic, karmić sobie jakoś stylowo i spokojnie, ale sytuacje są bardzo różne, szczególnie jeśli jest się samemu. Na początku się wstydziłam, uciekłam 500 metrów z wrzeszczącym z głodu dzieckiem z Biedronki do samochodu na parking. A potem do domu. Teraz nakarmiłabym w sklepie lub pod sklepem. Nikt by nie doznał krzywdy, a ja mogłabym wrócić i wybrać, co bym chciała do jedzenia. Pamiętam jak po tym incydencie kilka tygodni nie jeździłam do sklepu, bo mieszkaliśmy na wsi. To była jedna z moich nielicznych rozrywek, ale postanowiliśmy, że dla dobra mojego i małej nie będziemy… Gdybym więcej pytała, rozmawiała z innymi mamami, może szybciej bym się odważyła po prostu ŻYĆ.
Niemowlaki-gówniaki nie powinny bywać niektórych miejscach, bo wyją.
Zdradzę sekret. Amerykańscy naukowcy odkryli, że w 90% przypadków niemowlę przystawione do piersi przestaje płakać. Instant. A jak to nie działa, normalni rodzice faktycznie wychodzą lub idą w jakieś ustronniejsze miejsce. Smoczek? Nie wszystkie dzieci w ogóle wezmą smoczek do buzi. Dlaczego? Weźcie sobie taki smoczek i possijcie. Mmm, ssanie gumy. Super, ekstra. Pycha. Mniam. Ostatnio ubierałam córkę do wyjścia w galerii handlowej i zaczęła płakać. Ludzie się gapili. Ktoś doradził smoczek, ktoś zapytał, czy nie pomóc. Za pomoc podziękowałam, poinformowałam troskliwą panią, że dziecko odrzuca smoczek. Szybko dokończyłam ubieranie, pożegnałam się, zawiązałam chustę – koniec płaczu, koniec spojrzeń i komentarzy. Powiedziałam „do widzenia” i wyszłam.
A teraz pytanie – jak kobiety, nie tylko samotne matki, mają nie wychodzić z domu same z dziećmi, skoro ktoś musi pracować, a one zostają same? Mąż ma robić wszystkie zakupy po pracy? Załatwiać za nie sprawy w urzędzie? Chodzić z nimi do lekarza?
Nie.
Da.
Się.
Albo się da. Zostać w domu, poczuć się bezradną, bujać dziecko w wózku na balkonie.
Gotować, śpiewać, robić kupę, jeść.
Przejąć rytm dziecka, nie robić nic dla siebie.
I wpaść w depresję.
Dziecko w domu też się nudzi, bywa bardziej płaczliwe – przynajmniej moje. Ponoć dziecko, które może towarzyszyć dorosłym w ich życiu dobrze się rozwija i uspołecznia. Brzmi logicznie, prawda?
A sama iść nie może?
Nie bój się
- przedszkolny plac zabaw, w momencie gdy akurat zadzwonił dzwonek i mnóstwo dzieci szło do domu – jedno powiedziało mi nawet „dzień dobry”
- środek lasu przy drodze, usiadłam na ściętym po lipcowych wichurach drzewie, karmiąc zapisywałam się na zajęcia ogólnouniwersyteckie na USOSie przez telefon (udało mi się)
- podczas rzeczonych zajęć ogólnouniwersyteckich, na wykładzie – ale uwaga, córka nie chciała pić w świetle jarzeniówek i przy tylu osobach, więc mimo zgody wykładowcy, wyszłyśmy na korytarz
- knajpka Kona Coast Cafe w Toruniu, przy stole, przy jednoczesnej próbie zjedzenia kanapki (wierzcie lub nie, byłam sama i inaczej się nie dało), nikt się nie gapił, ani nie komentował
- elegancka restauracja Szeroka 9 w Toruniu, również przy stole, nikt nie powiedział ani słowa
- usiadłam na niskim parapecie na korytarzu na uczelni, żeby nakarmić małą i wtedy z gabinetu naprzeciwko wyszła pani zajmująca się przyznawaniem stypendiów, zaprosiła mnie do środka, pokazała najbardziej komfortowy fotel w pustym pomieszczeniu obok swojego gabinetu i pytała jeszcze czy nie chcę przewinąć dziecka na biurku (!), podziękowałam i przewinęłam je w wózku. Dodatkowo opowiedziała mi wszystko o stypendiach. Między innymi dlatego dostałam stypendium naukowe, bo wiedziałam, że warto próbować, mimo że teoretycznie mogłam się nie załapać.
- klatka schodowa w bloku mojej mamy, tuż przy wyjściu – był kryzys, a ja chciałam iść do centrum handlowego, a nie znów na górę, rozbierać, ubierać i znów na dół (litości!), wszedł listonosz, włożył listy do skrzynek, nic nie powiedział
- u lekarza w gabinecie, żeby dziecko się uspokoiło, i to nie raz (lekarze są z tym zupełnie na luzie)
- na korytarzu w studium języków obcych UMK, przed egzaminem zwalniającym z zajęć z języka obcego. Nakarmiłam piersią kilka razy, zdałam ten egzamin i teraz nie muszę „szczuć” moich kolegów i koleżanek podczas zajęć, bo na nie nie uczęszczam. Ha! Trolololo 😉
- w holu biblioteki uniwersyteckiej – bo mam tam zajęcia i akurat tego dnia muszę być na zajęciach 3 godziny pod rząd, co daje 4h poza domem, czyli za dużo – jeździmy razem. Wychodzę, karmię, wracam do grzebania w InDesignie. Mąż czeka cały czas z młodą w pobliżu sali na wygodnych kanapach. Jeśli ktoś coś mówi, to wtedy, gdy chce pomóc (z wózkiem, przynosi zgubioną czapkę), albo się zachwyca, że mamy śliczne dziecko
- na basenie w szatni i w holu – bo chodzę na basen w ramach wf-u (właśnie po wyżej wymienionych zajęciach) i dziecko chodzi ze mną, siedzi na widowni i czeka z tatą
- u kumpeli lesbijki w domu, bo akurat byłam u niej w odwiedzinach, jadłam nachosy i gadałyśmy sobie. Nie miała z tym problemu. Jej dziewczyna też nie.
- w przebieralni Tk Maxxie, nawet pieluchę tam zmieniałam. Uprzedziłam obsługę, zapytałam oczywiście, nie stawiałam przed faktem dokonanym. Nie było problemu.
Amen.
PS. Podczas pisania tego artykułu nie ucierpiało żadne dziecko. A już na pewno nie moje, bo było karmione chyba ze trzy razy. 😀