Menu Zamknij

Samotność, która nie smuci

Jestem w trakcie czytania inspirującej książki Jean Liedloff „W głębi kontinuum”, w której autorka zachęca do ufania swojemu instynktowi i próbuje zrozumieć pierwotną naturę człowieka.

Wiem, że jako niemowlę przebywałam bez przerwy w czyichś ramionach, ale jako nieco starsze dziecko często bawiłam się sama i bardzo to lubiłam. Pierwsze sześć lat życia byłam zresztą jedynaczką, a później bez większych oporów przyjęłam narodziny mojego brata i kiedy był malutki, dużo czasu spędzałam „zajmując się sobą”, albo z kolegami i koleżankami na podwórku. Z drugiej strony równie często przebywałam w towarzystwie rodziny lub znajomych rodziców, którzy nas odwiedzali lub których odwiedzaliśmy my. Chętnie wracam myślami do dzieciństwa.


O zakresie [bodźców], jaki człowiek będzie wykorzystywać w swoim życiu, decyduje warunkowanie umysłu niemowlęcia. Dziecko oczekuje, że jego doświadczenia będą dlań wskazówką, a doświadczenia te będą różnorodne i odpowiednie. Spodziewa się również, że doświadczenia, ktorymi się kieruje, odniosą się do sytuacji, jakie napotka w życiu i dadzą się w nich zastosować.

Gdy późniejsze doświadczenia człowieka mają charakter odmienny od tych, które go warunkowały, stara się on tak na nie wpływać, żeby były takie same jak te pierwsze. (…) Jeśli jest przyzwyczajony do samotności (…) jego własne próby lub naciski okoliczności, zmierzające ku temu, by uczynić go mniej lub bardziej samotnym niż przywykł, spotkają się z oporem ze strony tendencji stabilizującej.


Jean Liedloff, „W głębi kontinuum”

Po przeczytaniu wyżej wymienionego fragmentu książki zauważyłam, że zostałam w pewien sposób „towarzysko zaprogramowana”. Ponieważ nie odmawiano mi uwagi, zachęcano do przebywania w towarzystwie, ale także respektowano moją prywatność (lubiłam zamykać drzwi!), przyjęłam podobny styl życia, jak moi rodzice i dziadkowie. Życie wydaje mi się pełne, kiedy mam czas dla siebie, w samotności oraz kiedy spędzam czas z najbliższymi, czasem się z kimś spotkam, a raz na kilka tygodni czy miesięcy uczestniczę w dużej imprezie. Taki rytm powoduje, że łapię balans. Zastanawiam się, czy moje spostrzeżenia są trafne i czy inni również zauważają u siebie takie prawidłowości? Czy macie wrażenie, że życie rodzinne w pewien sposób Was towarzysko zaprogramowało, ukształtowało styl życia i sposób podtrzymywania relacji z innymi?

PS. Być może jestem po prostu ambiwertykiem, czyli mieszaniną ekstrawertyka i introwertyka. Innymi słowy, jestem prawdopodobnie taka, jak zdecydowana większość ludzi, która szuka w życiu pewnej równowagi. W tej chwili moja córka śpi, a ja korzystam z chwili samotności. Samotnie pozdrawiam! 🙂