Menu Zamknij

Bilans językowy Lilii – cz. 1 – angielski i francuski (dwujęzyczność zamierzona)

Bilans językowy Lilii na 1.5 roku

Niedawno opublikowałam wpis o zatutułowany „Pięć języków naszej córki”, gdzie opisałam jakie język i w jaki sposób są obecne w naszym życiu rodzinnym. Jednak jeden z tych języków – rosyjski, nie jest przez nas wprowadzany w sposób aktywny. Lilia ogląda w tym języku kilka razy na tydzień jedną ze swoich ulubionych bajek (w sytuacjach podbramkowych, ponieważ raczej unikamy sytuacji, gdy długo wpatruje się w ekran).

Dlatego w bilansie uczciwie będzie się skupić na językach, nad którymi naprawdę pracujemy na co dzień – czyli polskim i ukraińskim oraz angielskim i francuskim. Polski i ukraiński w formie OPOL są z Lilią od urodzenia, angielski wszedł (w wykonaniu moim oraz Olka) mniej więcej, gdy miała około pół roku – głównie w czytaniu, niekiedy pojawia się w zabawie/życiu codziennym. Francuski natomiast zaczęłam (sama, bo mąż nie zna francuskiego), kiedy mała miała jakieś 8 miesięcy. Czytanie, śpiewanie i właściwie nic więcej. Moje moce przerobowe są ograniczone, wszak mam jeszcze studia w toku, a malutka była bardzo wymagającym niemowlęciem. Chciałam francuski uczynić priorytetem, jednak wyszło inaczej i zatriumfował angielski – przez łatwiejszy dostęp do pomocy językowych i być może pewien rodzaj lenistwa? Trudno mi powiedzieć.

Lubię czytać i od samego rana przynoszę rodzicom swoje ulubione książki! Niektóre z nich możesz obejrzeć we wpisie o mojej angielskiej biblioteczce.

Jeśli jesteś ciekawa, jakimi językami władam ja oraz mój mąż, odsyłam Cię do wpisu o językach w naszej rodzinie, który powstał jeszcze przed narodzinami Lilii.

Po polsku Lilia mówi blisko 50 słów, najczęściej są to tylko pierwsze sylaby. Do tego różnorodność gestów, sytuacji i słów na które reaguje. Nie sposób tego wszystkiego zgrabnie zapisać w formie listy, aczkolwiek będę próbowała w drugiej części bilasu (który powinien być może pierwszą częścią, ale miałam wenę, żeby opisać najpierw dwujęzyczność nienatywną i to jak u nas zadziałała).

Jak Lilia reaguje na angielski i francuski

  • Odbiera je zupełnie naturalnie, nie buntuje się przeciwko nim (a wiem, że to się zdarza – może po prostu zaczęliśmy w dobrym momencie i nie odbiera ich jako języków obcych, choć trudno mówić o równym stopniu poznania w stosunku do języków natywnych)
  • Z wielkim entuzjazmem sama przynosi książki do czytania w obu tych językach (i w swoich natywnych także), komentuje onomatopejami, poproszona pokazuje paluszkiem na różne obiekty, czasami pokazuje sama, prosząc o powiedzenie/powtórzenie słowa
  • Często się uśmiecha lub nawet głośno śmieje podczas czytania
  • Nie rozumie, że dzieje się coś poważnego (bo właściwie się nie dzieje), zupełnie nie ma pojęcia, że się uczy – ona po prostu się dobrze bawi (my też). A jak zamyka z trzaskiem książkę, to nie czytamy dalej.
  • Często kilka powtórzeń danego słowa i zapytań („gdzie jest…” w odpowiednim języku), żeby Lilia skojarzyła dany przedmiot/obrazek ze słowem. Zapewne ci, którzy uczą dzieci metodą Domana nie będą zaskoczeni – ja trochę jestem… 😀

Zasady dwujęzyczności zamierzonej w naszym domu

Naszą główną zasadą jest nie mieszać dwóch języków w jednym zdaniu. Staramy się czytać po angielsku/francusku w blokach po kilka książek i wtedy przy okazji zagadywać w jednym z tych języków lub płynnie przechodzić do zabawy, ale jeśli Lilia wyciągnie z własnej inicjatywy z regału książkę francuską, następnie angielską, a potem ukraińską i w końcu polską, to nie robimy z tego problemu – po prostu czytamy. Po montessoriańsku, wszystkie książki należące do córki lub dla niej wypożyczone są w zasięgu jej rączek. Nie ma jednej pory dnia czy określonego dnia tygodnia, kiedy używamy angielskiego czy francuskiego.

Czasem czas z tymi językami inicuje Lilia, czasem my. Zdarza się, że jest kilka sesji w ciągu dnia, coraz rzadziej bywa, że nie ma żadnej. Wcześniej zdarzały nam się kilkudniowe dziury. Na początku mieliśmy mniej książeczek, mniej motywacji, ale chłonny umysł dziecka szybko wstawił nasze postępowanie na właściwe tory.

Przełomowe odkrycie

Przytoczę tutaj moment, kiedy zrozumiałam, że Lilia rozumie pytanie „gdzie jest” we wszystkich językach docelowych. Zapewne eksperyment udałby się już wcześniej, ale nie mam obsesji sprawdzania i notowania postępów (jeszcze :P) Oto wpis po angielsku, który wrzuciłam 25 stycznia 2019 na prywatny profil na Facebooku:

Lilia, our daughter is 1.5 years old. We’re doing OPOL (one parent one language). I speak Polish, Oleh speaks Ukrainian. We both read her English books, sometimes we talk to her in English too. When we watch a movie/some series in the evening (she sometimes happen to be present), it’s always in English. (Rule: when you’re about to waste your time, at least waste it in foreign language, so you don’t regret this much) I also read her French books and she already knows Oleh doesn’t speak that language. She takes French books away from him when he tries. She also takes Ukrainian books away from me, because I’m reading too slowly. There is also Russian. In a limited kind of way, in cartoons, which she does not see very often. It’s like this almost from the moment when Lilia was born (except for the cartoons, we didn’t torture newborn’s eyes with those).

I planned to blog a lot about that. I rarely do because there is always something…
I wanted to make a plan. And stick to the plan.
I hoped to have results, achievements, to test Lilia’s skills from time to time.
I didn’t want to be strict, I just wanted to be effective.

Then life happened. And we were just going with the flow. Because I’m studying, Oleh’s working, we were ill sometimes. We had a lot to do. We couldn’t stick to any daily plan, not to mention languages. We were just sticking to OPOL (always) and reading in English and French (almost every day).

I was worried. What if this reading/accidental speaking thing in French and English is pointless? But I continued, because she loves her books in all 4 languages, she brings them to us, she likes spending time this way.

It’s sure she’s at least bilingual. She talks in Polish (20+ words), starts also in Ukrainian, she understands what we both say, she does not like when one of us tries to read a story in a different way (or language) than usually. It does not require any testing. But recently I did a test, because I was curious. A lot of words in Ukrainian and Polish are the same. What if we ask her for something that is not?

So I asked her to pick a ball (in Polish). She did.
After a while Oleh asked her, without pointing to the object, to fetch him a ball (in Ukrainian). She did.
Then when I was reading her an English book, I asked in English „Where is the ball?” and she pointed to the right picture!

It’s seems to be a little thing but I see that we’re almost efortlessly raising a tri- or quadrilingual child. Just with a little bit of patience, while living a normal life. Without any big costs, without teachers, pressure, fancy toys. I’m curious what time will bring. And I’m grateful for what we’ve already done 🙂

28.01.2019 UPDATE: She also responded to the question „Where is the ball?” in French by pointing to the ball on the picture. 🙂 So proud!”

To był przełomowy moment, kiedy zaczęłam eksperymentować. Pytać, pytać i jeszcze raz pytać, we wszystkich trzech językach, jakie na co dzień „obsługuję”. Bardzo mocno trzymamy się zasady OPOL, jedynym od niej odstępstwem jest czytanie książek, ale staram się, żeby ukraińskie książki Lilia zanosiła do taty, chociaż umiem je przeczytać (w większości – przedukać). Natomiast tata czyta jej książki po polsku, bo jest ich mnogość i ma wiele ulubionych, a ja nie zawsze jestem pod ręką. Tata nie może czytać po francusku, bo nie potrafi, a Lilii nie porywa żaden alternatywny tekst w ulubionych książeczkach. 😉

Rozumienie – angielski

Wkrótce okazało się, że Lilia kojarzy nie tylko piłkę. Po angielsku pokazuje palcem/reaguje na następujące słowa:

  1. hand (zaciska rękę w pięść i rozluźnia)
  2. high five (przybija piątkę)
  3. what do you want to read? (wybiera książkę)
  4. where is…? (szuka na obrazku lub w okół siebie i wskazuje/bierze do ręki)
  5. give me the… (podaje wymieniony przedmiot)
  6. come on (idzie za mną – ale pokazuję też gestem, więc nie wiem, czy reakcja nie jest bardziej na gest*)
  7. wait a moment (czeka)
  8. yes (cieszy się, bo najczęściej mówię to, jak dobrze coś pokaże)
  9. no (raczej wie, że jest to zaprzeczenie)
  10. happy (uśmiecha się)
  11. sad (ma smutną minę)
  12. cat
  13. dog
  14. horse
  15. bird… tweet-tweet (onomatopeja często pomaga jej sobie przypomnieć)
  16. sheep
  17. tiger
  18. elephant
  19. zebra
  20. giraffe
  21. crocodile
  22. wheelbarrow
  23. fire engine
  24. tractor
  25. train
  26. digger
  27. ball – jej pierwsze słowo po angielsku, piłka jak widać ciągle w roli głównej, o tym za chwilę!

Być może takich słów jest więcej, ciągle odkrywam nowe, które utrwaliły jej się w wyniku powtarzania i czytania książek. Nie mam wielkiego parcia na przepytywanie jej, kiedy nie ma ochoty (co pokazuje wyraźnie, np. zamykając książkę lub mówiąc „nie”), po prostu przestaję i wracam do czytania, albo do zabawy.

Można jednak zauważyć, że to, co już umie Lilia, pozwala na podstawową komunikację w języku angielskim na bardzo zadowalającym poziomie jak na 1.5 letnie dziecko.

Pierwsze słowo po angielsku

Nie trzeba było długo czekać – od odkrycia, że córka rozumie słowo „piłka” (i wiele innych) w czterech językach do momentu aż usłyszeliśmy ową piłkę po angielsku upłynęły niecałe 3 tygodnie.

Pochwaliłam się tym faktem na facebookowej grupie „Dwujęzyczność zamierzona”:

Dzisiaj, kiedy dziadka i tatę po kilku godzinach przerosło animowanie dziecka (ja robiłam projekty na studia w pokoju obok) i włączyli mu bajeczki ku ukojeniu nerwów wszystkich, po obejrzeniu jakichś 10 odcinków „Molanga” w języku… żadnym (to, co mówią Molang i przyjaciele to jakaś epicka mieszanka angielskiego, rosyjskiego i hiszpańskiego – chociażby słowo „grasibo” jako dziękuję – oh, wow)… na ekranie ukazała się piłka, zawana przez Lilię „pi”. Ale tym razem mała zaczęła krzyczeć „buuu!” (tudzież „booo!”, to było coś jak gardłowe o, jak w słowie „ball”) za każdym razem, gdy piłka przelatywała nad głowami bohaterów.

Eksperyment z fragmentem bajki został powtórzony jakieś 5 razy, aż dziecku przestało się chcieć pokrzykiwać. Udokumentowałam na filmie. A kiedy na ekranie nic się nie wyświetlało, Lilia pokazała na ekran i powiedziała „pi. bo.”

Piłka to pierwsze słowo, na które Lilia reagowała we wszystkich 4 językach, jakie jej wprowadzamy (polski, ukraiński – dwujęzyczność natywna; angielski, francuski – dwujęzyczność nienatywna)

Mam prawie łzy w oczach. Przedwczoraj nagrałam entuzjazm córki na widok piłkarzy. Nie przepadam za futbolem, ale już widzę siebie kupującą córce korki i kibicującą jak szalona (jeśli taka będzie jej wola) 😀

Zaznaczę, że słowo „ball” nie występowało w kreskówce w żaden sposób. Lilia powiedziała to sama z siebie i powtarza to w różnych kontekstach – podczas przeglądania książek czy widząc prawdziwą piłkę. Tak się złożyło, że dzień po tym osiągnięciu kurier przywiózł w paczce nowe książki oraz pierwszą, prawdziwą, małą piłkę nożną. Lilia ją uwielbia, chodzi z nią po całym domu. Bardziej przytula, niż rzuca. I niekiedy entuzjastycznie woła „pi!”, albo „bo!”

Rozumienie – francuski

Po francusku nie jest już tak imponująco. Słowa nie usłyszałam jeszcze żadnego, natomiast reaguje pokazywaniem lub gestami na następujące słowa:

  1. où est…? (szuka i wskazuje palcem)
  2. donne-moi le livre (podaje książkę)
  3. qu’est-ce qu’on va lire? (podaje wybraną książkę)
  4. oui (rozumie, że pokazała dobrze)
  5. non (rozumie, że pokazała źle)
  6. ça? (odpowiada mi po polsku – „nie”, albo „ta”, używam tego pytania, kiedy wybieramy książkę do czytania)
  7. chat
  8. cheval
  9. crocodile
  10. Père Noël
  11. souris (ale nie zawsze)
  12. voiture (też dopiero się uczy)

„Łączniki”, czyli słowa uniwersalne, onomatopeje i gesty

Pozwolę sobie na kilka rad-spostrzeżeń na sam koniec. Przydadzą się one rodzicom, którzy obawiają się zacząć z dwujęzycznością zamierzoną, bo martwią się, że dziecko nic nie będzie rozumiało.

Z moich doświadczeń jako dziecka, które spędziło sporo czasu wśród rówieśników, którzy mówili innymi językami wynika, że niezastąpiona jest mowa ciała i uniwersalne słowa. Z nauki z Lilią wynikło, że pomocne mogą być także onomatopeje.

Nie dziwi mnie, że Lilia pokazuje na przykład krokodyla po francusku (crocodile), skoro już umie to słowo po angielsku (crocodile) oraz po ukraińsku (крокодил – krokodyl) i oczywiście po polsku. Brzmią wszak prawie identycznie. Angielski i francuski mają mnóstwo podobnych słów, mimo że pozornie nie są do siebie w ogóle podobne. Wynika to bardziej z historii Francji i Anglii niż z „drzewa genealogicznego” języków europejskich. Fascynująca sprawa. A co łączy te języki z polskim? Najczęściej łacina – ma to korzenie w średniowiecznym uniwersalizmie, łacina była obecna w całej chrześcijańskiej Europie. Większość języków europejskich zaczerpnęło sporą garść słownictwa z łaciny. Wspomniany wyżej krokodyl po łacinie to crocodilia. 🙂 Mamy też oczywiście nieliczne zapożyczenia z języka francuskiego, często niestety są to słowa nieco przeterminowane, a więc archaizmy (takie jak „kajet” – od słowa „cahier”).

Chociaż onomatopeje zwierząt nieco się różnią w każdym języku, staram się bardziej naśladować prawdziwe odgłosy, niż uczyć Lilii „chrum, chrum” czy „oink, oink”. Dzięki temu zyskujemy dobry międzyjęzykowy łącznik. Jeśli Lilia źle pokazuje coś na przykład po francusk, podpowiadam jej onomatopeją (np. szczekam jak pies) i jeszcze raz powtarzam pytanie (où est le chien?)

Najlepszym „łącznikiem” jednak są gesty. Jak pisałam w artykule na temat sposobów przekazywania języka obcego dziecku, niemowlęta potrafią migać pojedyncze znaki już w wieku dziewięciu miesięcy, podczas gdy pierwsze słowa mówione pojawiają się zazwyczaj koło dwunastego miesiąca życia. Mowa ciała, czy chociażby gesty wykonywane rękami są łatwe do przyswojenia, a niektóre z nich zrozumiałe i uniwersalne niemalże na całym świecie. Jeśli zawsze zginam rytmicznie palce ręki/całe ramię w stronę swojego ciała, przywołując Lilię do siebie i mówię przy tym „chodź”, to kiedy zamienię komunikat werbalny na „come”, czy „viens”, ona także do mnie podejdzie.

Plany na kolejne pół roku

  • poszerzenie biblioteczki francuskiej
  • wprowadzenie zabawy po francusku
  • więcej zabawy po angielsku
  • mówienie po francusku i angielsku w miejscach publicznych
  • pierwsze spotkania z innymi dziećmi i rodzicami praktykującymi dwujęzyczność zamierzoną z francuskim/angielskim (playdates)
  • rozwinięcie i uzupełnienie mojego słownictwa w obu językach – o przedmioty codziennego użytku, zabawki i różne słowa, które znać powinnam, ale nie znam
  • dowiedzenie się więcej na temat mechanizmów dwujęzyczności
  • głębsze poznanie metody Montessori (znam tylko niektóre założenia) i wdrożenie jej wybranych aspektów (nie tylko do nauki języków)
  • zapoznanie się z metodą Domana i wdrożenie jej wybranych aspektów – w szczególności chciałabym spróbować z czytaniem globalnym w kilku językach

Jak można się domyślić… kolejne podsumowanie umiejętności językowych Lilii w angielskim oraz francuskim opublikuję, gdy skończy dwa latka.

Jeśli robisz takie podsumowania swojemu dziecku, możesz mi podlinkować je w komentarzu, chętnie się zapoznam! Możesz też śmiało zadawać pytania, albo przekazać mi jakąś sugestię, czy polecić lekturę. Wiele robię „na czuja” i polegam na intuicji, ale chętnie zapoznam się z różnymi metodykami dotyczącymi (pośrednio lub bezpośrednio) nauczania języków czy publikacjami o rozwoju dzieci. Uwagi od pedagogów i innych praktyków są bardzo mile widziane! 🙂

Wpisy podsumowujące umiejętności językowe dzieci moich blogowych koleżanek:

Polub mnie na Facebooku lub obserwuj na Instagramie, aby być informowaną o nowych postach!